czwartek, 2 lutego 2023

powiedzmy omułek

  Tej zimy było wyjątkowo ciemno i  chłodno. Mimo niedogodności konsekwentnie "dłubałam" przy drugiej części miłosnej historii z Gwiazdozbioru Węża. Tym sposobem siłą woli i mocą wyobraźni narodził się "On" - partner Wątrobianki. Piszę on, bo jeszcze nie mam pewności co do imienia, a sprawa poważna i trzeba się zastanowić. Dzisiaj ptaki w lesie śpiewały jak szalone i przez chwilkę zrobiło się jaśniej, te pierwsze lutowe promienie słoneczne złapaliśmy, żeby zrobić zdjęcie obrazu niewybitnym smartfonem. Także wycieram pędzle i lecę dalej, ciekawe co czeka za rogiem.

am

 PS Jednak podmieniłam zdjęcia, bo ciemne były, jak w zupie u pingwina ;)

Nieświęci garnki lepią ;)


"On w Gwiazdoabiorze Węża" - druga część dyptyku, olej na desce, 55x138cm


Fragment


W końcu razem "Para z Gwiazdozbioru Węża",  dwa panele drewniane w sumie 110x138 cm, technika olejna


 

 
 
 
 



czwartek, 27 października 2022

wątrobianka w gwizdozbiorze wężą

W październiku rodzą się skorpiony... i malarie

Całkiem niedawno dzieci zapytały mnie: " Gdy miałaś tyle lat co my, to kim chciałaś zostać, wiedziałaś co chcesz/będziesz robić w życiu?". Po zastanowieniu, doszłam do wniosku, że mam jednak cudownie prostą konstrukcję, zupełnie jak konstrukcja cepa i z tego powodu było mi trochę łatwiej. Zatem od dziecka (nie mam pewności czy już od urodzenia) wiedziałam , że jestem malarką i nie próbowałam nawet myśleć o innych profesjach. Jako mała dziewczynka dużo rysowałam, malowałam i wszystko się zgadzało w końcu miałam być/byłam malarką. W życiu nastoletnim była rewolucja, malowanie obrazków zarzuciłam całkowicie na rzecz robienia z siebie samej osobliwego dzieła sztuki, latania po koncertach, dyskotekach i za muzykami w czarnych skórach. Chociaż w tym czasie nawet pędzla do ręki nie brałam, to nadal tkwiłam w przekonaniu, że jestem malarką z krwi i kości. W pobliżu 18-tki zaczęłam ponownie malować, bo przecież byłam malarką, a potem robiłam sobie kolejne przerwy, będąc malarką. Reasumując czy maluję czy nie bez zawahania tkwię w przekonaniu, że jestem urodzoną malarką. Prześladują mnie natomiast bałagan w farbach i strach przed białym płótnem, a odciąga proza życia, z perspektywy czasu można sobie jakoś z tym wszystkim poradzić. Nieskrywaną satysfakcję sprawia mi fakt, że nigdy nie namalowałam żadnej rzeczy, z którą bym się nie zgadzała, uważała za pobieżną, odtwórczą, kopiowaną, robioną pod publikę czy dla zysku. Lekki dyskomfort, a czasem duży zgrzyt sprawia  poczucie totalnego frajerstwa, bycia malarskim głupkiem, który nie ma niczego poza poczuciem racji. W końcu tu ludzie porobili "kariery" i poszli dalej, a ja wciąż tkwię w dziwnych przekonaniach, tutaj wrodzona konstrukcja cepa raczej wadzi niż pomaga ;) Natomiast największym plusem  twórczego autsajderstwa jest możliwość swobodnego wyrażania opinii i całkowitego obywania się bez wazeliny, a na to nie każdego dzisiaj jednak stać  ;*

Wątrobianka w Gwiazdozbiorze Węża  

Namalowana z czułością na wiekowej sklejce, dziergana nieco dłużej niż miałam w zamiarze. Ciągle mi coś nie pasowało, drażniło i format taki dziwny, długaśny (55x138cm) nie ułatwiał.  Do kompletu na sztalugach czeka już w starterach  napoczęta drugą część z postacią pana - towarzysza Wątrobianki, ale on ciągle jakiś niekompletny, niedokończony, to go nie ujawniam. Możliwe, że portret Wątrobianki jest "przemalowany",  jednak pocieszam się, że bagaż emocjonalny, który upakowałam w tym wydłużonym kawałku deski, jakąś tam wartość ma, no w każdym razie większą od starej deski ;). Debilus Telefonus tym razem konkretnie pospłaszczał kolory, szczęśliwie idea pozostała.

Wątrobianka w Gwiazdozbiorze Węża, obraz olejny na sklejce, wymiary: 55x138cm


Fragment górnej części obrazu


 

Buziam, pieszczę i szeleszczę

am

sobota, 11 grudnia 2021

o trudach tworzenia i innych dylematach

 Całodobowe mroki i permanentny brak słońca  akurat w moim przypadku dobrze służą twórczej aktywności. Latem człowiek się zatraca, bo wołają: morze, gleba, łopatka, sadzonki, góry, rowery, cały świat! Tymczasem obecnie nadmiaru bodźców brak... W takich okolicznościach - mrokach baroku, pustce szczelnie okrytej mazowieckim błękitem (kolor ścierki do podłogi),  jednostajnie nawołują   mnie  chrypliwym głosem a to pusty blejtram, a to stara sklejka, czasem kawałek kartonu Ja wiem, to się leczy...  W listopadzie na przykład takie trudne dyskursy z zagruntowaną sklejką prowadziłam (ta pierwsza to sklejka, druga to ja)

 -  Podejdź no kochaneńka tu do mnie i zrób chociaż kreseczkę albo kropeczkę, albo napluj chociaż kwaaa!.. 

-  Nie podejdę, niech cię kurz otoczy i pajęczyna obklei kwaaaaaa!

-  A dlaczegóż to złociutka? 

-  Bo jem czekoladę, a potem zjem batona i chcę poleżeć i mieć luksusowo!

- Nieładnie słoneczko, będziesz gruba i brzydka, zrób kropeczkę, a dam ci buziaczka! 

Po jakimś czasie ulegam osobliwej zanęcie, coś tam maznę i poszło...  Ja Szanowni Państwo, jak już kiedyś wspominałam nie szczególnie przepadam za trudem malowania, użeraniem się z niezakręconymi tubkami farb i Oblubieńcem, który wygłasza prelekcje na temat BHP w miejscu pracy artysty. Byłabym jednak hipokrytką, gdybym nie przyznała się do jednej słabości - rzeczy, którą lubię bardzo, ja kocham kończyć dzieło, stawiać ostatnią intelektualną kropeczkę. Pamiętacie jak w filmie Mr Turner, malarz jeszcze w trakcie wystawy domalowuje czerwony punkcik na obrazie? Jak ja to rozumiem..

Olej na sklejce, 100x120cm
.

Portret Madonny na dobry dzień - o co cho?

  Na załączonym obrazku umościła się "Madonna z Dzieciątkiem, szczygłem i jarzębiną" nieformalnie nazwana przeze mnie  "Madonną na dobry dzień".  Jest to  dzieło olejne (100x120cm), namalowane na wiekowej sklejce, Przezornie użyłam  farb w dobrym gatunku (chociaż z wyprzedaży), w końcu obraz powinien przetrwać wieki. Nawiasem mówiąc farby artystyczne to raczej kosztowna impreza o czym nie każdy wie. Spotkałam raz jeden w "plastyku" Stanisława Baja (profesora i malarza uznanego!), który z namaszczeniem kupował jedną jedyną mikro tubkę szlachetnej urody farby niebieskiej (coś za około stówkę) i był bardzo podekscytowany "Jaka ona piękna, cudowna, co za  kolor, a jak się ładnie kładzie!". Wracając do Madonny, dla mnie temat niełatwy, bo nie jestem klasyczną malarką sakralną, nie mam nawet moherowego beretu, bo kocham filcowe, do tego jednak nie jestem fanką tak modnych "swobodnych" interpretacji. Z tych wszystkich przemyśleń, z tego depresyjnego mroku i braku witaminy D3 stworzyłam dzieło tak zagmatwane, że aż miałam problem z jego ukończeniem i momentami byłam bliska czarnej jak smoła rozpaczy i po co mi to było? Można powiedzieć, że ostatecznie z rozsądku przestałam Madonnę  przemalowywać (co w pewnym momencie poważnie groziło przemianie Marii w Józefa), natomiast  na sztaludze ustawiłam kolejną sklejkę i zobaczymy...

Fragment obrazu


Wysyłam uśmiechy i ciepło pozdrawiam

am


 

piątek, 2 kwietnia 2021

oj tam, oj tam przemalowałam chłopca

 Chłopcu dam już spokój...

Podłubałam jeszcze nieco przy portrecie nieszczęsnego chłopca, trochę się zmieniło i na tym etapie obraz w końcu przestał mnie denerwować. Z efektu nawet jestem zadowolona, tylko skandalicznie dużo czasu ta praca mi zajęła, do tego na zdjęciach gadzina wychodzi jak chce...

Portret Chłopca z perłą  - olej na płótnie 80x 110cm

Fragment obrazu

 

Tajemnica Wielkiej Nocy...

Czasami bywa tak, że z przyczyn kosmicznych zrobi się duża plama, a do tej plamy dołączy druga, a potem jeszcze kreseczka i kropeczka i takie tam...w końcu powstanie obrazek, ot taka tajemnica ;)

Rysunek w technice mieszanej 50x70cm

 

Tymczasem u Maestrów... 

No więc powiem ci kochaneńka w tajemnicy, że my już też po! No tak tą lepszą, a jak? Nie Dziurdziowie i  Pypcia jeszcze w styczniu, a my oddelegowani w marcu jako przyjaciele przyjaciół ambasadorów sztuki... Tylko cyt, cicho sza, bo to wielka tajemnica jest, jak się domyślasz zupełnie nie mam nerwów na jakieś nieprzyjemności. O tak masz rację, lepiej bym tego nie ujęła, taka nasza tajna  misja ratowania zacnych przodków i zadków. A wiesz, starej Dziuni nie zaproponowali!? Między nami mówiąc jest pyskata i mogła się tego spodziewać, że nie zaproszą. A co duszyczko porabiasz w tym roku na święto jaja?

 

Z życzeniami Radosnych Świąt Wielkiej Nocy

am



niedziela, 21 lutego 2021

portret chłopca z perłą

  Mozolne dłubanie pędzlem stawało się coraz bardziej niebezpieczne. Żeby nie zrobić dziury w płótnie albo co gorsze nie przemalować chłopca z perłą na dziewczynkę z wazonem,  postanowiłam zrobić zdjęcie i schować obraz  głęboko za szafę. Tym sposobem być może  uchroniłam portret Dudusia przed zagładą, być może...    Dla wyjaśnienia Duduś stanowi 1/3  potrójnego szczęścia, które zawitało w moim życiu i na tym świecie pewnego lutowego poranka 14 lat temu, pozostałe 2/3 oczywiście  równie udane! Hura!!!

"Chłopiec z perłą"  - olej na płótnie 80x110cm

W wyniku spowolnienia pracy wyszło trochę rocznicowo i ckliwie więc nie ma tego złego. Poza tym na razie szczęśliwie nuda...

Fragment obrazu

Zimowe podwórko w ubiegły czwartek

Z życzeniami beztroskiej nudy

am







czwartek, 31 grudnia 2020

oj będzie bal

Droga Wróżko Zmróżko 

 W mijającym roku bardzo się starałam i byłam naprawdę grzeszna grzeczna. Po każdym trzęsieniu ziemi sumiennie odgruzowywałam zgliszcza, wieszałam świeże firanki i ponownie ustawiałam bibeloty na leciwych komodach. Do tego ugotowałam hektolitry zup i tysiące kalorii innych dań. Dbałam o ogień w kominku i płomień w sercu, szczerze płakałam po przejechanej ropusze, przekonywałam dziatwę, że kredki nie gryzą... Dzielnie odwiedzałam dento-sadystę, żeby mieć miły uśmiech, po czym zgodnie z zaleceniami króla szczelnie przykrywałam go chirurgicznymi maskami i innymi burkami. Złociutka, w noworocznym prezencie, jeśli to możliwe poproszę o "końskie" zdrowie dla całej rodziny, stado farb w ładnych kolorach a dużych opakowaniach, natomiast najmniejszy z możliwych pakiet trosk i problemów. Możesz też czasem nocą wysłać do mnie zastęp tańczących krasnoludków, żeby cichaczem posprzątały chatę i pozakręcały tubki z farbami (ale to tak dodatkowo).

Taki tam wgląd w co i jak... każdy lubi sobie popodglądać ;)



z  życzeniami,
am


sobota, 10 października 2020

pomarańczowy portret damy z ostrokrzewem

"Portret damy z ostrokrzewem" - praca olejna na  lnianym płótnie, wymiary:50x70cm
 Kto maluje ciemne obrazy, ten ma pewnie załamanie nerwowe i ciemno w domu ;)

    Kolejny październik, kolorowe liście, ciepełko nasączone zapachem ogródkowych winogron i nieznośny niepokój, że wszystko tak szybko... W tej aurze malarka z wiecznym niedoczasem w końcu wydusiła z siebie kolejne "dzieło". Dzieło, bo na niedzieła zdecydowanie szkoda czasu i atłasu (czytaj farb). Zresztą malowanie obrazów zdaje się obecnie  nieco archaicznym i bezcelowym zajęciem, przynajmniej to w wydaniu klasycznym. Małe płócienko nie przebije przecież przebojowych "wytworów" korzystających z technicznych udogodnień z dobranym modnym tematem. Chociaż z drugiej strony, na pocieszenie,  to właśnie te "małe obrazki" odwiecznie wiszące na ścianach domów w najbardziej intymny sposób uczestniczą w życiu ich mieszkańców. 
Do tego dochodzi  sentyment, który znaczy wiele, bo cudownie zabezpiecza byt dzieła. Sytuacja się komplikuje, gdy nadchodzą  następcy, zdarza się, że niewtajemniczeni, nieświadomi tradycji i własnej tożsamości. Kolejne pokolenia w ramach gruntownych porządków, oczyszczania umysłu i aury potrafią hurtowo wyzbyć nie tylko paździerzowych gratów ale z rozpędu również cudzych (własnych) wspomnień. Dla mnie  najsmutniejsze są wyrzucone, porzucone zdjęcia, do kupienia za złotówkę z kartonowego pudełka na pchlim targu, ale widok  niechcianych obrazów równie mocno boli i łapie za gardło. 


 Pozdrowienia znad "jeziora" baliał ;) 

Wiwat jesień, wiwat pomarańczowy! 

am