Powakacyjne przebudzenie do łatwych nie należy. Wrzesień po prostu boli, wyje i tłucze linijką po łapkach. Szczęśliwie jest jeszcze kawa, śliwki pod kruszonką z lodami, resztki opalenizny na nodze, kamyki i muszelki po kieszeniach...
Fragment z gościem |
Koń jaki jest każdy wie, ale jakie jest to Wicekrólestwo Oleandry? Otóż zapraszam, można zerknąć podumać, ocenić i... albo szybciutko wiać drzwiami przeciwpożarowymi, albo z zimną krwią, posiedzieć, pogapić, ba, napić się kawy przegryzionej twardawym biszkopcikiem (broń Panie nie tracąc nań zęba). Sama mam do Oleandry pewną słabość i kołkiem mnie ona w żebro uwiera, jest bowiem przyszywaną kuzynką szwagra mojej ciotecznej babki ze strony chrzestnej matki (uf). W tej sytuacji nic złego na temat dzieła nie powiem, zwyczajnie nie wypada ;)
"Wicekrólestwo Oleandry", obraz olejny na płótnie 80x110cm |
I jeszcze powiększenie obrazu |
Z najlepszymi życzeniami,
am
Ach, a na ekranie tego srajfona na pierwszym planie czysta goła prawda!
OdpowiedzUsuńJak jesteśmy przy prawdzie, ja tam lubię wrzesień, zwłaszcza rozkoszuję się tym, ze nie muszę już chodzić do szkoły
Cholera, a ja ciągle muszę chodzić do szkoły, do szkół! Gdyby tak nie kochać życia od września do kwietnia, to by jednak całkiem przekichane było...
OdpowiedzUsuń