sobota, 11 grudnia 2021

o trudach tworzenia i innych dylematach

 Całodobowe mroki i permanentny brak słońca  akurat w moim przypadku dobrze służą twórczej aktywności. Latem człowiek się zatraca, bo wołają: morze, gleba, łopatka, sadzonki, góry, rowery, cały świat! Tymczasem obecnie nadmiaru bodźców brak... W takich okolicznościach - mrokach baroku, pustce szczelnie okrytej mazowieckim błękitem (kolor ścierki do podłogi),  jednostajnie nawołują   mnie  chrypliwym głosem a to pusty blejtram, a to stara sklejka, czasem kawałek kartonu Ja wiem, to się leczy...  W listopadzie na przykład takie trudne dyskursy z zagruntowaną sklejką prowadziłam (ta pierwsza to sklejka, druga to ja)

 -  Podejdź no kochaneńka tu do mnie i zrób chociaż kreseczkę albo kropeczkę, albo napluj chociaż kwaaa!.. 

-  Nie podejdę, niech cię kurz otoczy i pajęczyna obklei kwaaaaaa!

-  A dlaczegóż to złociutka? 

-  Bo jem czekoladę, a potem zjem batona i chcę poleżeć i mieć luksusowo!

- Nieładnie słoneczko, będziesz gruba i brzydka, zrób kropeczkę, a dam ci buziaczka! 

Po jakimś czasie ulegam osobliwej zanęcie, coś tam maznę i poszło...  Ja Szanowni Państwo, jak już kiedyś wspominałam nie szczególnie przepadam za trudem malowania, użeraniem się z niezakręconymi tubkami farb i Oblubieńcem, który wygłasza prelekcje na temat BHP w miejscu pracy artysty. Byłabym jednak hipokrytką, gdybym nie przyznała się do jednej słabości - rzeczy, którą lubię bardzo, ja kocham kończyć dzieło, stawiać ostatnią intelektualną kropeczkę. Pamiętacie jak w filmie Mr Turner, malarz jeszcze w trakcie wystawy domalowuje czerwony punkcik na obrazie? Jak ja to rozumiem..

Olej na sklejce, 100x120cm
.

Portret Madonny na dobry dzień - o co cho?

  Na załączonym obrazku umościła się "Madonna z Dzieciątkiem, szczygłem i jarzębiną" nieformalnie nazwana przeze mnie  "Madonną na dobry dzień".  Jest to  dzieło olejne (100x120cm), namalowane na wiekowej sklejce, Przezornie użyłam  farb w dobrym gatunku (chociaż z wyprzedaży), w końcu obraz powinien przetrwać wieki. Nawiasem mówiąc farby artystyczne to raczej kosztowna impreza o czym nie każdy wie. Spotkałam raz jeden w "plastyku" Stanisława Baja (profesora i malarza uznanego!), który z namaszczeniem kupował jedną jedyną mikro tubkę szlachetnej urody farby niebieskiej (coś za około stówkę) i był bardzo podekscytowany "Jaka ona piękna, cudowna, co za  kolor, a jak się ładnie kładzie!". Wracając do Madonny, dla mnie temat niełatwy, bo nie jestem klasyczną malarką sakralną, nie mam nawet moherowego beretu, bo kocham filcowe, do tego jednak nie jestem fanką tak modnych "swobodnych" interpretacji. Z tych wszystkich przemyśleń, z tego depresyjnego mroku i braku witaminy D3 stworzyłam dzieło tak zagmatwane, że aż miałam problem z jego ukończeniem i momentami byłam bliska czarnej jak smoła rozpaczy i po co mi to było? Można powiedzieć, że ostatecznie z rozsądku przestałam Madonnę  przemalowywać (co w pewnym momencie poważnie groziło przemianie Marii w Józefa), natomiast  na sztaludze ustawiłam kolejną sklejkę i zobaczymy...

Fragment obrazu


Wysyłam uśmiechy i ciepło pozdrawiam

am


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz