środa, 1 października 2014

bździu - wiejskie życie na orbicie

Kilkanaście lat wystarczyło bym stała się wieśniarą prawdziwą, albo jak kto woli wsiochą zasiedziałą.
Potrafię w pidżamie psa wyprowadzić, czy w kalesonach pójść na rower i nie mam z tym żadnego problemu. Dodatkowo wolny zawód, który wykonuję daje tyle możliwości... Od sadzenia ziemniaków poczynając (100m kwadratowych do dysyspozycji na ten cel - wow!) na pisaniu kryminałów kończąc. Zresztą co to za wiocha skoro wszyscy tu z miasta przyjechali i co dzień rano po forsę do stolicy zasuwają. Nawet dziki udają psy - bulterierki. A kulturarnie u nas, a entelegentnie. U mnie w domu na ten przykład prawie jak w Lokomotywie Tuwima... Stoją cztery fortepiany i dwa pianina - wszystkie własne! Szczęka opada hę?
Architektura jaka soczysta jest u nas,  góralskie pachnące Tatrami wille na wzór zakopiańskich - witkiewiczowskich przeplatają się z kurnymi chatami przeniesionymi prosto z Bieszczad.
Tylko góry nie dały się przywlec na nieckę mazowiecką, eh... Białe domy- pałacyki oczywiście też są, dużo,dużo różnego białego. Jeśli o roślinność chodzi, to króluje tuja wiejska mazowiecka - nowa lokalna odmiana. Ma imponujący przyrost, nawet dwa metry dziennie!

 Rysunek moja robota, z cyklu: Co widziała palcem se wydłubała

Tylko wstawać rano nienawidzę, to może należałoby drób kupić i jakoś od podstaw budzenia z kurami się nauczyć...
Pozdrawiam prosto z raju,
am

4 komentarze:

  1. No to pięknie. Nie ma jak to wieś!
    Rysunek sielski - bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałam jeszcze napisać o sportowym zacięciu mieszkańców naszej wioski. U nas gra się w golfa - masowo. Polega to na tym, że wali się piłkami golfowymi na oślep za płot (toż u nas nikt pola golfowego nie ma) , tym sposobem uzbierałam całą szufladę małych, twardych jak kamień piłeczek. Gdyby dostać taką w łepetynę, to mogiła raczej...
    Biegnę do ciebie sprawdzić czy już śnieg pada, czy jeszcze jesień złota :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mamuś! Sąsiedzi golfiści nie do pozazdroszczenia.
      A na rysunku powyższym to ta plama w dole z prawej mnie niepokoi, chyba, że to kłaczek właściciela tego ogonka spod chodnika, no, ze niby się najadłbył dżemu wiśniowego...;) (Moja kotka, na ten przykład, lubiła powidła śliwkowe a kiełbasą i ryba gardziła), ot życie.
      (O jesieni północnowsiowej będzie, będzie... )

      Usuń
  3. Tak plama faktycznie paskudna. Ja bym detergentu użyła, ale to już nie moja bajka ;-)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.