niedziela, 3 kwietnia 2011

niezwykła historia pewnego obrazu

Historia to niezwykła i prawdziwa, a opowiem ją bo przydarzyła się właśnie mi. W drugiej połowie marca 2005 roku, pomyślałam, że czas namalować obraz. Nic w tym dziwnego jeśli o malarza chodzi, do każdego czasem przychodzi wena twórcza i tyle. Przygotowałam blejtram i zabrałam się do pracy. Zwykle obraz maluję około dwóch tygodni, w tym przypadku było podobnie. Maluję zawsze polegając na sobie i swojej intuicji, nie posługuję się cudzymi pomysłami jako szablonami, w nosie mam modę i trendy, a do tego używam czasochłonnych farb olejnych. Najpierw namalowałam wejście- dwa skrzydła bramy, jakiś plac, kolumnadę, u dołu obrazu dwie osoby czekające na coś w napięciu, kobieta trzyma w dłoni rybę. W lewym rogu płótna tajemnicza postać z palcem na ustach, zapowiada ważne wydarzenie. Nad całym tym widokiem wisi ogromny księżyc, okrągły, około pełni, na nim dłonie - Ojca?. Na tle księżyca malutka postać idzie , gdzieś... chyba do nieba. Nadałam pracy tytuł "Konsternacja". (...) Kiedy pod koniec marca zachorował "Nasz Papież" z przerażeniem odkryłam co namalowałam. Już tylko w napięciu czekałam , czy umrze w dzień, czy nocą. Domalowałam postaci szatę i praktycznie pierwszego kwietnia obraz był gotowy, drugiego kwietnia definitywnie skończyłam. On też... (godz. 21.37)
Nie jestem osobą zbyt zaangażowaną religijnie. Do kościoła chodzę sporadycznie, nie maluję wcale religijnych obrazów. Dziś wiem, że to co mnie spotkało, to ogromne wyróżnienie, a mój talent, to zapewne wielki dar.

2 komentarze:

  1. Witam, no własnie sie zastanawiałam kiedy sie odezwiesz. Bardzo nam miło.
    Poczytam, popodziwaim obrazy, później bo własnie wróciłam z pracy i padam na twarz. Masakra wrrrr

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń