wtorek, 31 grudnia 2013

idzie nowe?



Przemyślenia na lewym boku
 Sylwester - ostatnie porządki. Sąsiad - pan B. z zapałem przepompowuje zawartość szamba do gruntu.
 Pełen luzik i perfekcja, w końcu B. robi to raz w tygodniu od lat. Ciekawe  jak się ma do tego tak modne gender? Zagwozdka czy obywatel B. zabrania żonie i córce pompować, czy też same się nie garną do tej męskiej roboty?

Przemyślenia na prawym boku
Moja mama urodziła się w sylwestra, chwilkę przed Nowym Rokiem. Poród przyjmował dziadek, który był lekarzem. Babcia chciała wpisać do metryki nowo narodzonego dziecka datę noworoczną. Dziadek się nie zgodził, chociaż wszystko zależało tylko od niego. Twierdził, że dziecko do końca życia nie wybaczy mu takiego przekłamania. Nie pomylił się, córka nigdy mu nie wybaczyła ale tego, że już na starcie była o rok starsza! Niewiarygodne, że dziadek skądinąd "znawca kobiet", dał taką plamę?

Przemyślenia na brzuchu
Szczęście jest ślepe mamusiu! Oznajmiła kilka dni temu mała Idalka.
Jakie to mądre i prawdziwe. Myślę też, że wystarczy mieć szczęście i to absolutnie wystarczy, żeby być szczęśliwym.

Życzę szczęścia: na kopy, na litry, na metry...
am

czwartek, 19 grudnia 2013

**** zimowa bajeczka kulinarna cz.II ****

Rok temu zawisła radośnie na moim blogu "Zimowa bajeczka kulinarna" czytaj TU.
Nie spodziewałam się wtedy jakiegokolwiek rozwinięcia historyjki,  jednak stało się inaczej :-)
Odgrzewam temat pierogów, wszak rumiane są najlepsze!

**** Zimowa bajeczka kulinarna ****
                         cz.II
Minęło 12 miesięcy, zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Tradycyjnie czas męki Matek  Polek, pora lepienia, lepienia pieronów pierogów. Mamusia, zazwyczaj zagoniona i twardo osadzona w sprawach ziemskich  popadła w przedświąteczną zadumę. Rozdarta pomiędzy tradycją, pragnieniem dogodzenia dziecięcym brzuszkom, a własną niechęcią do zatopienia się w masie mącznej bez skutku szukała sensownego rozwiązania. Wspomniała ze łzami w oczach babcię i jej najwspanialsze pierożki jednak nie miała śmiałości wyczekiwać ponownego cudu. Pamiętali o babcinych pierogach lecących z nieba inni ludzie, wyszli zapobiegliwie w dzień  wigilii na łąkę, a nóż coś do misek wpadnie...


Nie zawiedli się, tym razem pierogi leciały z nieba jak oszalałe, było ich dużo i coraz więcej. Wpadły także tłumnie do maminej misy. Mamusia patrząc wysoko w niebo znowu widziała uśmiechnięta babcię, a może tylko jej się zdawało, może to był tylko spiętrzony śnieg?
Wigilia tego roku była magiczna. Goście raczyli się pysznymi pierogami, dzieci  śmiały w głos, psiaki wyczekiwały co spadnie pod stół, a koty dla zabawy łapały cienie z kominkowego ognia.


Po pasterce wszyscy poszli spać, na końcu zasnęła także zmęczona mamusia. W nocy przyśniła jej się babcia i ona sama gdy była małą dziewczynką. Babcia przytuliła ją mocno, a potem powiedziała:
- Dziecko drogie, pierogi są ważne i nieważne. Można świętować przy kawałku bułki, czy misce kapusty kiszonej. Zapewniam cię nie w tym rzecz, a kto myśli inaczej jest w błędzie.
- Jesteś tego pewna babciu?
- Oczywiście, mówię to jako mistrzyni pierogowa. Jest jeszcze jedna ważna sprawa. Musisz iść do przodu, myśleć o realnym życiu, o tych którzy są naprawdę! Pamiętaj mnie już nie ma! Jestem jedynie dobrym wspomnieniem, płatkiem śniegu, cieniem na ścianie. Tylko bardzo cię proszę, niech te wspomnienia nie będą smutne.


 - A czy zostawiać dla ciebie babciu puste krzesło przy stole świątecznym?
- O  tak, zawsze zostawiaj puste krzesło, ale z myślą o tych, którzy żyją i ciebie potrzebują.
Koniec bajki i figa, kto nie czytał - mamałyga!

Jeszcze życzenia świąteczne (zasłyszane):
Mikołaju, proszę daj mi gruby portfel i chude ciało. Tylko błagam nie pomyl się!!!
am

niedziela, 8 grudnia 2013

wicherek


Powiało, zaszumiało, kilka drzew powaliło. Rozpierducha, że hej!
Nauczycielka geografii (mojej córki) bardzo rozczarowana. 
  - Miał być huragan - apokalipsa! A tu co? No śmiech na sali.  Troszkę powiało, wielkie halo...histeria jakaś! 
 Pani od geografii?



 Idzie zima, a ja trzymam się mocno resztek lata. Kwitną w mym śniegu siłą woli goździki 

 i chabrowe bratki w mym śniegu grudniowym...

 Na drzewach złocą się owoce :-}


Wszy będą musiały chwilkę poczekać, bo z kolejki blogowej wypchnęły je pierogi.
Już  wkrótce pierogi, mnóstwo latających pierogów.
Dużo ciepłego życzę,
am

sobota, 16 listopada 2013

jeleń na rykowisku



W listopadzie będzie o jeleniu, takim na rykowisku :)
Któregoś razu przechadzałam się po wielkim komisie meblowym. A tu mydło, powidło i kaszana, rzadko coś ciekawego. Gdy znudzona dotarłam do działu ze  "sztuką ",  zostałam poproszona przez młode małżeństwo o ocenę obrazu, który mieli ochotę nabyć. Najwyraźniej płótno w złotych ramach podobało  się, ale nie byli  w stu procentach przekonani do jego zakupu.
Ja, losowo wybrana recenzentka miałam decyzję ułatwić. Trafiła kosa na kamień, niestety ;~)
Patrzę na dzieło a tu, ku mojej ogromnej radości - jeleń olejny z lat siedemdziesiątych!
Prawdziwy rarytas -  JELEŃ NA RYKOWISKU!
Cała w pąsach rozgadałam się, że to klasyczny "jeleń na rykowisku" -  cudowny król kiczu. Można nie traktować go dosłownie, a w nowym gniazdku będzie wyglądał cudnie. Wpisze się genialnie w nowoczesne wnętrze,będzie cool!!! Jednak  tu ogromne zaskoczenie. Para gołąbków nie zauważyła, że to jeleń, TEN ZNIENAWIDZONY JELEŃ :-) Myśleli , że to pejzaż, kawałek przyrody, natury cudnej. Zabiłam ich miłość do obrazu w jednej sekundzie, podłączyłam do prądu umysły uśpione...
 Płoną i purpurowieją, wstydzą się gustu rozpasanego.
WSZAK NIE POWIESZĄ  W SWOIM NOWYM GNIAZDKU JELENIA NA RYKOWISKU!!!
Zaprawdę,  jednostkowy olejny jelonek na rykowisku, lepszy od plakatu  z IKEA tłuczonego w milionach egzemplarzy. A ile jest tandety bez udziału jelonka...
Następny post będzie o WSZACH - zapraszam :)

 Jeszcze mały deserek, listopadowy widok z mojego okna. Kiczowaty!!!


Ukłony,
am

wtorek, 22 października 2013

naturalnie neonowo

 Mój malutki pokoik blogowy czekał i czekał cierpliwie... doczekał się wizyty październikowej ;~)
W  głowie co prawda kotłują mi się: zlecenia, ortodonta z alergologiem i stomatologiem, ekogroszek, wyjazdy, przejazdy, usterki, rozterki...
A tu przecież październik!
To mój miesiąc  - kolorowy, neonowy  po prostu zaje..fajny!


Jesień jak żadna inna pora roku, kocha kolory fluorescencyjne,
 doświetla je niskim światłem, dopieszcza lekką mgiełką...

Z przepastnej szuflady wyciągam zakurzony zestaw "fluo".



Wpycham w dzieciaki ostatnią w tym roku botwinkę.
Zanim zniknie w łakomych bębnach, obłędnie prezentuje się w neonowej misce.


Do jesiennej herbaty biegnę kupić rum :~)
Za Marią Pawlikowską Jasnorzewską: Rum, taki dowcip do herbaty...

Ciepłoty ślę,
am

niedziela, 22 września 2013

Walking on the beaches looking at the peaches.

Jako urodzona kolorystka lubię dumać nad kolorami. Kocham wszystkie, więc niebieskości w swojej szerokiej palecie oczywiście też. Moje tegoroczne przemyślenia jesienne są takie, skoro jest błękit pruski i paryski dlaczego nie ma "błękitu polskiego"? Ciągnąc dalej "błękit polski" w odcieniach np: "mazowieckim".
Który to ten "błękit polski"? Ano wystarczy spojrzeć wysoko w niebo polskie i jest tam prawie zawsze ;~)
Jest to taki  szary błękit - ciężki i przygnębiający. Jeśli natomiast chodzi o wyrafinowany odcień mazowiecki w rzeczywistości jest szaro- bury, coś jak brudna ścierka do podłogi. Ten ostatni  zobaczysz bankowo patrząc w niebo na Mazowszu. Kocham wszystkie kolory, zatem "błękit polski" też muszę!!!

Jako że  życie, to Jebajka zamieszczam ilustrację mojego autorstwa - nasycona błękitami. Idealna na wrześniowy dzień . Tytuł bajeczki z tego co pamiętam... "Słoń Trąbalski "?  Przypomniało mi się,  raczej "Jaś i Małgosia" :)



Na koniec  utrapienie me wrześniowe - brzoskwinie.  Ogródkowa brzoskwinia ocipiała do reszty i postanowiła rodzić, rodzić, rodzić. Ma połamane gałęzie z przeciążenia i mnóstwo owoców. Nie nadążam ze zbieraniem, a ona nadal cała obwieszona, jak choinka na Boże Narodzenie, eh...




Jesienne ahoj,
am

sobota, 7 września 2013

Ha... CHa... CHAAAAAA




- Powiedziałaś przy dzieciach słowo na "CHA"! - z żalem wystrzelił mąż.
- Nie powiedziałam! - natychmiast odbiła żona.
- Powiedziałaś!
- Niemożliwe, kontroluję się.
- A jednak, wyraźnie słyszałem.
- Nie mogłeś słyszeć, wydawało ci się!
- Słyszałem! Powiedziałaś!!!
- Biedaku zapiszemy cię do laryngologa...
- Powiedziałaś przy dzieciach  CHOLERA. Daję słowo!
- CHOLERA? Powiedziałam CHOLERA?
O co sprawa? O co? Przecież żona kilka- kilkanaście- kilkadziesiąt razy dziennie emocje wyraża, posiłkując się rzeczonym słowem na "cha". A mąż, to się chyba z choinki urwał...



p.s. Lecę lepić kotlety:~)))
am

niedziela, 28 lipca 2013

sezon ogórkowy

Nad morzem było fajnie, ale na moim bazarze jest bajecznie!
Jedna kobitka sprzedawała krzan do ogurkuf ;)


A na wypadek gdybym chciała poeksperymentować, zakupiłam u pana (co ma wszystko) dwa zestawy kart do wróżenia  wraz z instrukcjami. Jedna po holendersku ale to nie problem... chyba?



Zamówiłam jeszcze u pana szklaną kulę, jak mu się trafi. No zobaczymy, wszystko jest możliwe.
Tu wypada wspomnieć , że jestem wielką fanką Wróża Macieja. Gdy tylko przypadkiem natknę się na gościa w tv, siedzę i oglądam zahipnotyzowana, aż  skończy czyli do świtu.


Wow-górkowo pozdrawiam,
am

środa, 3 lipca 2013

o jeżu! :-O


W połowie czerwca dostałam od mojego psa niezwykły prezent. W dowód wielkiej psiej  miłości przyniósł w pysku i rzucił mi pod nogi szarą kulę wielkości średniej kapusty. Po rozwinięciu kula okazała się być jeżem. Od tego czasu pies przynosił kulkę codziennie wieczorem. A po dwóch tygodniach okazało się, że mamy jeszcze dwie, mniejsze" kapustki".

Jednak JEŻE, to w naszym domu szczególni goście...
 Siedem lat temu,  podobnie jak teraz gościliśmy jeżycę w stanie błogosławionym. Była młoda i niedoświadczona, był też nasz jamnik, który ją wkurzał niemiłosiernie. Sytuacja stała się dramatyczna, kiedy samica zamiast okocić się ( ojeżyć , oszczenić?)  po bożemu w gnieździe, zrobiła to po środku podwórka. Jednym maluchem się zaopiekowała, drugiego - nieżywego zjadła na obiad, a o trzecim zupełnie zapomniała. Karmiliśmy  trzy centymetrową sierotę kocim mlekiem, a podrośniętego już malca z  podrzuciliśmy matce. Gdy tylko jeżynki trochę urosły, jeżyca ostentacyjnie wyprowadziła się  przez dziurę w płocie, grając na nosie rozszczekanemu jamnikowi.  To nie koniec historii, a dla mnie dopiero początek.

 Mój mały maleńki,
Czy ty o tym wiesz, 
Że nocą - północą
Chodzi złoty jeż?


W niedługim czasie okazało się, że  jestem w ciąży, a urodzi nam się troje dzieci i to jednocześnie! Nie mam żadnych wątpliwości, to JEŻ maczał w tym łapy i przyniósł szokującą wówczas nowinę. Historia jak z bajki wzięta.  Dzisiaj kurz opadł, nasze dzieci mają po 6 lat i często do złudzenia przypominają jeże. Tak samo mocno tupią i mlaszczą przy jedzeniu :-)

 A nocą zwykły ogródek  wygląda groźnie...

P.S. Jeśli chodzi o dzieci , to szepnęłam jeżycy, że sąsiedzi bardzo czekają... :-)))
am

poniedziałek, 24 czerwca 2013

czary... mary...

Kiedyś jedna kobieta powiedziała mi, że nie wierzy w żadne czary mary, bo... jest KATOLICZKĄ!
Cała niewinna rozmowa dotyczyła tego, że dla człowieka są korzystne i niekorzystne miejsca do życia, że podlegamy fazom księżyca, porom roku. Na nasze samopoczucie wpływa bliskość drzew lub cieków wodnych, że czasem wystarczy przestawić łóżko albo zmienić miejsce zamieszkania, żeby wyzdrowieć itd, itp..
Coś próbowałam tłumaczyć, że mówił o tym  Ojciec Klimuszko - KSIĄDZ przecie.
Ech, szkoda gadać.


A u mnie na blogu magia, czary i odloty czerwcowe :)
Kąpiele nieprzytomne nocą zaczarowaną, magiczny kwiat paproci, świętojańska zabawa.
Wszystko narysowane bez powodu i planu dla radochy.  MAGIA!


Abrakadabra...


Hokus Pokus...


I obrazek pt: Czekoladowe serduszka, chociaż "z innej parafii" też zaczarowany;)


Jeszcze na deser, obezwładniająca przyśpiewka z magicznym liściem nasięźrzału w roli głównej:

Nasięźrzale, nasięźrzale,
Rwę cię śmiale,
Pięcią palcy, szóstą dłonią,
Niech się chłopcy za mną gonią,
Po stodole, po oborze,
Dopomagaj, Panie Boże.

Że też tego nie znałam panną będąc.:)))))))))))
am

czwartek, 6 czerwca 2013

jaja jak berety

Oj  nie lubię, bardzo nie lubię gotować!
To nie popularne wyznanie, bo dzisiaj wszyscy gotują.
 Szczególnie lubią pichcić ci , którzy wcale tego robić nie muszą  ha, ha, ha.
Znajoma zapytała, czego w tym gotowaniu najbardziej nie lubię?
Właściwie wszystkiego!
Nic na to nie poradzę, że nie ekscytuje mnie obieranie marchewki i mieszanie barszczu.
 Syzyfowe jakoś to zajęcie.
 O, ironio losu! Paradoksie paradoksalny!
JA CIĄGLE GOTUJĘ!  Na dodatek w ilościach XXL!
 Oczywiście zdrowo , smacznie i kolorowo;)
Mam: CZWORO DZIECI,  jednego męża  + dwa psy... Z wielkiej miłości gotuję i to na okrągło:P
Przez większą część mojego życia gotowałam tyle co kot napłakał:)))))))
Rubikon kulinarny przekroczyłam po narodzinach trójki dzieci (w jednym pakiecie:-0),
a moją rolę naczelnej kuchary definitywnie przypieczętowało odejście babci.
W skali życia można powiedzieć, że i tak mi się upiekło.
Zupełnie inna sprawa, to zakupy czyli - polowanie.
 Lubię chodzić po targach i bazarach, delektować się  zmiksowanymi zapachami, wielością kolorów..
 Lubię się targować, rozmawiać z chłopami - moje klimaty,  pożyteczny relaks.
 Tu  najnowsza zdobycz: jaja od ześwirowanych eko- kur.
Widać, że autorka- kura puściła wodze fantazji.
Czyż nie urocze?




W tematyce kulinarnej pozostając, mój obrazek sprzed kilku lat. Pokazuję, bo go lubię.
Inspiracją była upiorna, prawdziwa historia. Jeden facet dał ogłoszenie w necie, że poszukuje kogoś, kogo mógłby z j e ś ć. Znalazł o zgrozo chętnego i ugotował z niego danie. Sprawa wyszła na jaw,  dalszych wypadków już nie śledziłam.
Szurniętego kanibala symbolicznie osadziłam w realiach mojego domu, rodziny, bo sprawa mi jakoś za skórę zalazła i spać nie dawała. Obrazek nie straszy, to już moja własna, przetworzona historia i emocja.


Bon appetit...
   
 Aparat debileus zaszalał i tło zrobił w kolorze jajecznicy. Może nawet lepiej, tak pod te jajka zwichrowane będzie:)

am

wtorek, 4 czerwca 2013

kamienie mówią


Gadają i gadają, że tak powiem - buzia się nie zamyka.
A czy ja mam czas i siłę tego słuchać?
Miało być kulturalnie, na poziomie, a tu co?
PROWINCJA!
Ani słowa o teatrze, trendach w modzie i urodzie.
Jakieś problemy, depresje, wynurzenia filozoficzne.
No szok!


 Faktycznie sama ich sobie na łeb ściągnęłam, zaprosiłam.
A zdanie chyba każdy może zmienić, pomylić się?
Sam wygląd mają już nie taki, jakby procenty w nadmiarze pili.
Żadnej wiedzy o nowościach technicznych, wydarzeniach kulturalnych, zdrowym odżywianiu.
Prostactwo całkowite!



Ale tak zwyczajnie, na pysk wywalić nie wypada trochę...
Trzeba z wyczuciem pomalutku, tylko ja tak potrafię;-)
am

niedziela, 19 maja 2013

cucumber- wiosenne inspiracje w kuchni:)

Ten ogórek od razu był jakiś dziwny, podwójny taki.
Krojąc go po plasterku, uzyskałam taki oto bezwstydny kształt!
Dobrze, że dzieci nie było w domu!

Przyszło mi oczywiście do głowy, żeby dorysować mu  jakieś ciało, brakującą resztę.
Zlitować się, nadać osobowość, duszę...
Katarzyna Kozyra,  z łatwością uczyniłaby z tego "dzieło", Piotrek Uklański pewnie też;-)
Nie podejdziesz mnie tak łatwo ty seksistowski warzywie.
O pospolita MARTWA NATURO !!!
am

czwartek, 16 maja 2013

wizyta starszej pani

Spotkałyśmy się w moim ogrodzie, przy kawie opowiedziała mi swoją historię.

Byłam wzruszona, chciałam uwiecznić nasze spotkanie na fotografii.
Roześmiała się tylko.
 - Przecież duchom nie robi się zdjęć!

 Zrobiłam dwa rysunki.
Pierwszy jej podarowałam, pewnie nikt go nie zobaczy.
Znajoma nie ma internetu, nie bywa...
Drugi wstawiłam do mojej wirtualnej galeryjki.



Wysyłam majowe światełko pamięci dla R...

czwartek, 9 maja 2013

wielka majówka

Przy słonecznej  pogodzie, hurtem polecieliśmy nad morze.


Kąpaliśmy się w piasku, w domu byliśmy o brzasku.
Leciuchno sfatygowani...jak widać na załączonym obrazku.


A morze, to taka wielka akwarela autorstwa Pana Boga.


X


Przy ładnej czerwcowej pogodzie ponownie ruszymy... nad morze:)
am

niedziela, 14 kwietnia 2013

wiosenne ciała i duszy oczyszczanie




Kapu, kap,kap...płynie woda, płynie:)
Po długiej zimie z pewnym opóźnieniem, pojawiła się  nareszcie woda brzozowa.
Dla mnie  zwiastun wiosny - symbol corocznego oczyszczenia duszy i ciała.


Jak pozyskać cudo absolutne - "sok z brzozy" pisałam TU


I ptaszyny mają w końcu co do dzioba wsadzić, tyle jadła dawno nie widziały.


 Prawie zapomniałam, że świat nie zawsze jest piękny i przyjazny.
Jak ktoś nie ma dostępu do brzóz, nic straconego;)
 Można sobie znaleźć inny bodziec : podróż, sport, głodówkę, miłość...
Wszak wszystko w naszych głowach się zaczyna.





am